Nasz dialog:
Lekarz: Jeśli Pani dotrwa do końca ciąży, czego przy pani gabarytach nie życzę, to będzie jakiś cud. Gdyby Pani dotrwała do końca, to przy Pani masie raczej jest duża szansa, że nie pozwolą Pani rodzić naturalnie. Natomiast mała mocno pcha się na świat i w sumie raczej dużo czasu Pani nie ma.
Dam Pani skierowanie na wszystkie badania do porodu
Ja: to kiedy najlepiej mam je wykonać?
Lekarz: jak najszybciej, nie później niż w tym tygodniu, część zrobimy już dziś
Ja (w myślach): To chyba mało czasu mi zostało
I powiem tyle:
Generalnie przy poprzedniej "panice szpitalnej" jaką wywołano, byłam spokojna niczym kwiat lotosu na niczym niezmąconej wodzie. To pewnie efekt tego, że była ze mną położna i mąż i wiedziałam, że mimo iż nie mamy nic przygotowanego, to są ludzie, którzy mi pomogą.
Teraz nie wiem czy to hormony ciążowe czy coś innego ale od wczoraj dobry humor zszedł z mojej twarzy.
Dlaczego?
Nie boję się porodu, trudno się bać czegoś czego się nie zna. Co ma być to będzie, w końcu oddaję się w ręce profesjonalistów. A i tak to jest tak indywidualna kwestia, że każda kobieta ma swoją historię tego niepowtarzalnego wydarzenia.
Natomiast za tydzień mój mąż wyjeżdża na zawody (od piątku do poniedziałku za granicą) a położna jedzie na urlop.
Ogarnia mnie okrutna myśl, że właśnie wtedy zacznę rodzić :/ Sama jak palec... Zdana tylko na siebie.
Wiem, że nawet wtedy sobie poradzę ale chodzi tylko i wyłącznie o poczucie wsparcia i tego, że mam przy sobie jakąś bliską mi osobę!
Jasny punkt?
Urodzę małą istotę dla której przy najmniej przez jakiś czas będę numerem 1 a ona dla mnie.
Miłego weekendu
polegująca, zaciskająca (nogi), na dziś numer 3 na liście priorytetów, przynajmniej tak mówi samopoczucie... :/
ps
nie lubię tych hormonów
a te małe stopy przebierają niecierpliwie