wtorek, 20 grudnia 2011

MARZENIA, A MOŻE STARANIA

Chwile były różne. W pewnym momencie załamałam ręce mówiąc staramy się 3 lata... Natomiast dopiero jak się uspokoiłam, to posklejałam fakty. 2008 odstawiłam wszystkie leki, które brałam. Było to na potrzeby programu badawczego nad kobietami z PCO. Program trwał 9 miesięcy, w tym czasie realnie nie staraliśmy się o dziecko, a co 3 miesiące przechodziłam rutynowe badania. Słyszałam, że po tych 9 miesiącach będzie pół roku z największą szansą na ciążę. Nie udało się. Zaczęłam nową pracę więc znów plany macierzyńskie odeszły w niepamięć, potem kryzys i powróciły. Zaczęłam się zastanawiać czy oby na pewno chcę? A może to zachcianka. Wtedy zdałam sobie z tego sprawę, że chcę natomiast boję się momentu, ale czy jest odpowiedni moment na dziecko? Chyba nie, stąd najlepiej zostawić to losowi i znów pytanie jak to zrobić z PCO. Więc była huśtawka, starania, awans więc wstrzymanie starań i tak doszłam do momentu gdzie uświadomiłam sobie, że realnych starań może było 7 miesięcy i że niezależnie od sytuacji, czas zacząć działać na poważnie...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

WIERNOŚĆ I WYTRWAŁOŚĆ

Na swojej drodze spotykałam wielu lekarzy. Niestety najgorsze wspomnienia mam z tzw. sieciówek, bo chyba w tą strone zmierza też służba zdrowie. Nie raz słyszałam: "takimi przypadkami się nie zajmujemy", "pani jest niepłodna, proszę się udać do kliniki leczenia niepłodności a nie do przychodni dla zwykłych pacjentów", chyba najlepsze 2 teksty jakie usłyszałam, to, że "nie mam żadnych szans na dziecko"- przy następnej wizycie doktor powiedział, że w sumie, to tak stwierdził bo się na tym nie zna :/ a drugi przypadek, to kiedy odwiedziłam jakąś panią doktor, bo zmieniła mi się długość cyklu, a do tego miałam dopasowane leki, moje lekarza nie było więc zwróciłam się o pomoc i usłyszałam: "nie, nie, to złe leczenie, tak się nie robi, to na pewno jest złe leczenie" więc pytam, w takim razie pani doktor, co pani sugeruje, i tu pada odpowiedź lekarza, TYLKO DLA OSÓB O MOCNYCH NERWACH ;) "nie wiem, nie znam się".  Fenomenalne podważenie autorytetu mojego lekarza, do tego zasianie jeszcze większej niepewności i pozostawienie bez rozwiązania, to jak dobra taktyka wojenna.

Po paru takich przypadkach wiem, że ważna jest wierność jednemu, sprawdzonemu lekarzowi i przede wszystkim konsekwencja w leczeniu. 

Więc drogie Panie, jeśli jakiś lekarz wywróży Wam na wejściu, że jesteście niepłodne, mówi, że się nie zna, nie widzi podstaw do zrobienia diagnostyki (mimo iż miałyście na nią skierowanie od innego specjalisty) to może warto zastanowić się nad dodatkową konsultacją nim wylejecie tonę łez. 

Niektórzy wciąż uważają, że PCO, to legenda, jak Bazyliszek (swoją drogą to też cytat jednego z lekarzy) w związku z tym by się leczyć, trzeba mieć dużo sił, determinacji do walki o swoje i przede wszystkim wiary.

Dobranoc...

niedziela, 11 grudnia 2011

11 kg in + w 5 miesięcy i co dalej?

No tak, stanęłam przed nie lada wyzwaniem. Lekarz mówi, że jest OK, ja ćwiczę po 5-7h dziennie a efektów nie było. Teraz już wiem, że nic w przyrodzie nie dzieje się przypadkowo, gdyż tak zaczęła się na poważnie moja przygoda z fitnessem. Postanowiłam zawalczyć o siebie. Zmieniłam system treningów, na początku 5x w tygodniu po 2h, jedna godzina treningu ogólnorozwojowego i 1 godzina tzw. cardio (czyli bieżni, steper, rowerka) ważne, że zawsze z pomiarem tętna. I oczywiście najważniejszy element- DIETA. Zaczęłam jeść niewielkie porcje 5 razy dziennie. Każdy posiłek ważyłam i co ciekawe spożywałam równo, co do minuty, co 3 godziny. Jeśli ktoś mi powie, że to niemożliwe, to nie uwierzę! Jadłam wszędzie w autobusie, w samochodzie na czerwonym świetle, nawet na urlopie w upalnym Rzymie na zwiedzanie zabierałam ze sobą mini lodówkę wypełnioną pojemnikami. Efekt?  Po półtorej miesiąca waga spadła o 8 kg. A największy sukces- zdrowo odżywiam się do dziś, jem co 3 godziny tylko wybrane produkty i wagę trzymam na tym samym poziomie od tamtego pamiętnego incydentu. WIEM, ŻE TO WSZYSTKO JEST W MOICH RĘKACH!



niedziela, 4 grudnia 2011

MOJE POCZĄTKI

Ponieważ Mama doskonale wiedziała co to PCO, bardzo wcześnie zaprowadziła mnie do Ginekologa- Endokrynologa w celu kontroli. Już chwilę po pierwszej miesiączce pojawiło się podejrzenie PCO, natomiast podkreślam - podejrzenie. PCO to zespół objawów, stąd do pełnej diagnostyki potrzeba było trochę czasu, a stanowczą oficjalną decyzję otrzymałam dopiero w 2008 roku po serii badań w Szpitalu Bielańskim.
Ponieważ podejrzenie jednak było więc leczona byłam w kierunku PCO i normalnie funkcjonowałam.

Z biegiem czasu zauważam, że istotna jest konsekwencja w wyborze lekarza prowadzącego. Był moment kiedy dostałam abonament z pracy więc pomyślałam, że może warto trochę oszczędzić i skorzystać- teraz uważam, to za błąd. Dostałam inne leki, trochę w ciemno, pojawiły się też stany depresyjne i to był jasny sygnał WIERNOŚĆ DO LEKARZA :)

Pierwszy ciekawy moment z PCO, to pierwszy rok studiów. Intensywnie ćwicząc, nawet po 5-6 h dziennie w ciągu 5 miesięcy przytyłam 11 kg. Jak na mój niewielki wzrost, to był spory przyrost masy ciała. Udałam się do internisty, parę razy zrobił glukozę (podstawowy test)- wynik zawsze maksymalnie w dolnej granicy normy- usłyszałam, to przemęczenie organizmu, pani się cieszy, że cukier taki niski. Teraz już wiem, że był to pierwszy objaw INSULINOOPORNOŚCI w postaci Hiperglikemi. Natomiast to wyszło dopiero w badaniu: krzywej glukozowej. Zaczęłam działać intuicyjnie.



czwartek, 1 grudnia 2011

KILKA CIEKAWOSTEK

  • Na początek chyba najważniejsza - PCO NIE RÓWNA SIĘ NIEPŁODNOŚĆ
  • ok 10-15% kobiet w wieku rozrodczym ma PCO więc jest nas całkiem sporo :)
  • otyłość, zaburzenia lipidowe, insulinooporność, nadmierne owłosienie czy nieregularne miesiączki mogą być związane z PCO
  • Jeśli masz podejrzenie co do swojego zdrowia, udaj się do dobrego Ginekologa- Endokrynologa by zrobił pełną diagnostykę i postawił diagnozę- nie ma na co czekać, IM SZYBCIEJ TYM LEPIEJ :)
  • I jeszcze jedno! PCO SIĘ LECZY :)

niedziela, 27 listopada 2011

JAK TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO


Lata 80 moja Mama bardzo pragnęła mieć dziecko, marzenie prawie każdej kobiety. Zaczęło się klasycznie, starania, niepowodzenia i lekarze mówiący „spokojnie, ma pani dużo czasu, proszę uzbroić się w cierpliwość”. Swoją drogą jak patrzę na sytuację teraz, czyli 30 lat później, to niestety mam wrażenie, że wiele się nie zmieniło, wciąż wiele lekarzy nas lekceważy.
Mamę mam z charakterem i dzięki Bogu, bo inaczej pewnie bym dziś nie pisała. Postanowiła szukać pomocy i natrafiła w końcu na lekarza, swoją drogą Kobietę, zdecydowanie przez duże K, który zakasał rękawy i powiedział „ale na co tu czekać, trzeba działać”. Rękawica została podjęta. Zaczęła się diagnostyka, krew, hormony, USG- jest pierwsze podejrzenie- zespół policystycznych jajników. Wprowadzone zostaje leczenie, kolejne tabletki ściśle dobierane do gospodarki hormonalnej i dni cyklu, wykresy, okazuje się, że popularna metoda antykoncepcji, kalendarzykowa, jest świetnym sposobem wsparcia starań o dziecko ;) Co ciekawe większość leków w tamtych czasach można było zdobyć za darmo- tyle że były to specyfiki z zachodu, napoczęte opakowania lub leki lekko po terminie ważności. Mama z Tatą dzielnie stali zimą na mrozie by je zdobyć, można było otrzymać je w Kościele. Efekty leczenia mimo ogromnego zaangażowania, Tato np. wracał specjalnie z NRD do Polski, bo Mama miała dni płodne, są średnie. Zostaje jedno badanie- drożność jajowodów. Niestety rzadko kiedy wszystko idzie po naszej myśli- wszyscy specjaliści, poza Panią Doktor prowadzącą Mamę, nie widzą wskazań do wykonania badania i odmawiają wykonania. Rodzice podejmują decyzję, wynajmują na własną rękę salę operacyjną, umawiają lekarza. Badanie okazuje się strzałem w dziesiątkę. Okazuje się, że Mama przeszła kiedyś stan zapalny, który nie został doleczony i efektem tego były usztywnione rzęski jajowodu, co uniemożliwiało zajście w ciążę. Jest kolejna diagnoza i kolejne światełko w tunelu, a co by były gdyby Mama dłużej czekała??? Po unormowaniu sytuacji z rzęskami starania się ponownie rozpoczynają. Co ciekawe kolejne dni płodne zeszły się z podróżą do Pragi, ale czego nie robi się dla dziecka i w ten sposób w pewien pochmurny marcowy dzień 1984 roku pojawiam się na świecie, chociaż to może zbyt dużo powiedziane, zaczęłam powstawać J kto wie, może w Pradze…

sobota, 26 listopada 2011

CEL

  • Dodać sił
  • Utrzymać  nadzieję
  • Podtrzymać wiarę
  • Sprawić by inne kobiety szybciej osiągnęły swój cel ucząc się na moich a nie na swoich błędach
  • Pokazać, że jest nas więcej

CEL NADRZĘDNY, MÓJ WŁASNY…może kiedyś zostanie wypowiedziany