Jesteśmy po pierwszych zajęciach szkoły rodzenia i po wizycie w szpitalu w sprawie cukrzycy ciężarnych.
Szkoła rodzenia
Mam lepsze i gorsze odczucia:
Gorsze- pani położna, która cały czas mówiła o tym, że chce byśmy się NIE BAŁY, swoją drogą takie słowa zawsze mają efekt odwrotny (to tak jak powiedzieć dziecku przed dentystą "nie bój się nie będzie bolało" a to zaczyna wrzeszczeć w niebo głosy), sprawiła, że łzy cisnęły mi się na oczy, bo wyszło na to, że ominęły mnie wszystkie najfajniejsze momenty ciąży :/ bo w tym czasie walczyłam o moją Polcię. No cóż najważniejsze, że dajemy radę.
Natomiast z miłych spostrzeżeń, wykład poprowadził Pan doktor, który miał bardzo praktyczne podejście do ciąży, sam ma 2ójkę małych dzieci i do tego duże poczucie humoru. To rzeczywiście mogło być pomocne, szczególnie dla panów.
I oczywiście dostaliśmy jakieś próbki do przetestowania :)
Z ciekawostek, byłam jedyną "samotną" kobietą :P
Poradnia cukrzycowa
Spędziłyśmy tam dzisiaj pół dnia i wyszłyśmy z mieszanymi uczuciami, a może ja, bo Polcia, to nie wiem.
Oczywiście zastosuję wszystkie wytyczne, bo to oni są lekarzami
ale
- nikt mnie nie zapytał jak odżywiałam się do tej pory, a od 8 lat odżywiam się bardziej rygorystycznie niż w zaleconej diecie
- wszystkie panie dostały taką samą dietę, bez uwzględnienia masy ciała, a ja byłam, na oko, jakieś 20 kg lżejsza od pozostałych uczestniczek tego programu :/
No cóż mamy glukometr, mamy dietę, która jest na tyle "upierdliwa" że chyba z kuchni nie wyjdę :) i do pracy oby podziałało.
Swoją drogą cóż za ironiczna aczkolwiek ładna nazwa glukometru, który został nam przepisany