niedziela, 5 lutego 2012

MAŁY COMING OUT

Dokładnie dzień po tym jak stwierdziłam, że to nie koniec ale dopiero początek walki, zauważyłam, że brakuje, przy najmniej mi, społecznego zrozumienia (poza moją rodziną oczywiście, która jest największym, nieocenionym wsparciem) i postanowiłam pisać bloga ku przestrodze a przede wszystkim by pokazać, że jest nas więcej dla własnej pewności zrobiłam test ciążowy. Bardzo niepewnie i bez większej wiary, bo generalnie miałam już wyznaczoną datę laparoskopii w szpitalu i nawet dzień wcześniej poszłam do sklepu wybrać pidżamę szpitalną. 
Jakież było moje zdziwienie i szczęścia jak ujrzałam małą bardzo bladą drugą kreskę. Swoją drogą kreska była tak blada, że tylko ja ją widziałam :) i w ten sposób kolejna "przygoda" się zaczęła. Ponieważ jak nie wszystko do chwili obecnej idzie kolorowo stąd drobne słowa na ten temat, natomiast zacznę od początkowej relacji, którą na bieżąco spisywałam. Bo przecież niezależnie od tego jak będzie, mam prawo cieszyć się ciążą.


27.11.11.
Mam piersi jakbym miała dobrej jakości implanty, co jest z jednej strony miłe a z drugiej boli. Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy to efekt leków czy ciąży. Na to drugie raczej nie liczyłam, bo zamiast owulacji, w obrazie USG zobaczyłam najpierw jedną a potem drugą torbiel. Psychicznie nastawiłam się, że 6.12.11 idę do szpitala na wyznaczenie terminu laparoskopii. Nawet byłam już w sklepie wybrać szpitalną pidżamę. 
Ponieważ piersi wciąż bolały, postanowiłam „ zaryzykować” i zrobić test. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że pojawiła się blada kreska. Blada kreska nadziei. 27.11.2011 pierwszy raz ujrzałam 2 magiczne kreski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz